niedziela, 15 czerwca 2014

Oda do kotleta

Wstaję i myślę o jedzeniu. Chińskie śniadania na stołówce nie do końca mnie przekonują, a do tego budzę się zawsze na ostatnią chwilę, dlatego najczęściej pierwszym posiłkiem dnia jest kawa, która ratuje mnie na zajęciach. W czasie dwugodzinnej przerwy na lunch jem coś na ciepło, niestety bazą jest makaron lub ryż, na które nie mogę już patrzeć. a około godziny szóstej jem kolejny posiłek. Ta jedzeniowa monotonia powoli mnie zabija. Mam świadomość, że mogłabym żywić się trochę inaczej, ponieważ oferta restauracji specjalizujących się w kuchniach europejskich jest naprawdę bogata, ale ceny są absolutnie nie tak przystępne, jak te na stołówce czy w małych knajpkach przy uniwersytecie.
Oczywiście alternatywą jest gotowanie, ale przyjeżdżając tutaj ze świadomością, że zostajemy jedynie na pół roku, nie kupiłyśmy nawet naczyń. Każdy student, z którym rozmawiam, potwierdza, że pierwsze sześć miesięcy to żywieniowa męczarnia, ale ponieważ ludzie przyjeżdżają tutaj na co najmniej trzy lata, każdy prędzej czy później zaczyna korzystać z kuchni.
Coraz częściej fantazjuję więc o kotlecie, bułkach z białym serem i pomidorami, ulubionym musli i mlecznej czekoladzie. Muszę się bowiem przyznać, że przez pół roku w Gdańsku uzależniłam się od czekolady. Tutaj niestety jest jej jak na lekarstwo, a ceny prawdziwej są wysokie. Chińskie słodycze bywają natomiast zdradzieckie, ponieważ zauważyłam całkowicie niezrozumiałą dla mnie miłość do smaku czerwonej fasoli, który można spotkać nawet w lodach i ciastkach, więc nigdy nie jesteś bezpieczny.
Dlatego też z całą miłością do chińskiej kuchni, która uświadomiła mi, że wcześniej nie miałam pojęcia o ostrości, makaron można jeść na śniadanie, a jajka gotować w herbacie, ale zdecydowanie tęsknię za obiadem w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz