poniedziałek, 24 marca 2014

Wychodząc ze strefy komfortu

Wybór sinologii był bardziej porywem serca i wynikiem fascynacji możliwościami, jakie za sobą pociąga ten kierunek, niż przemyślaną na wszelkie możliwe sposoby, podjętą wiele lat wcześniej decyzją. Z tego też powodu i niesamowitego tempa następujących po sobie wypadków, wszystko, co zdarzyło się potem i to, co dzieje się nadal, było i jest tak niespodziewane, że wciąż nie mogę w pełni uświadomić sobie, jak niesamowitą szansę dostałam.

Kierunek: Chiny, prowincja Shaanxi, Xi'an
Czteromiesięczny background językowy, teoretyczna wiedza na temat życia w Chinach(która w zderzeniu z rzeczywistością okazała się co najmniej niewystarczająca)i bagaż, który prawie przekroczył limit kilogramowy, to tylko marne przygotowania, które miały mi zapewnić tutaj komfort. Myśląc o tym z tej perspektywy, wymieniłabym połowę ubrań na brodzik do prysznica, a duszę na półroczny zapas mleka.

Mieszanka zdezorientowania i ekscytacji, towarzysząca mi podczas podróży samolotem, po wylądowaniu zamieniła się w zaskoczenie i niedowierzanie. Dlaczego nikt nie mówi po angielsku? Czy Chińczycy zawsze prowadzą w taki sposób, że przejście przez ulicę jest walką o życie? Dlaczego wszędzie jest tak brudno!?
Podstawowe pytania zawierające przyziemne, a zarazem najbardziej istotne kwestie funkcjonowania w Chinach.
Kiedy umieszczam ten post, mija właśnie czwarty tydzień od momentu, gdy wylądowałam w Xi'anie. Na wiele pytań udało mi się odnaleźć odpowiedzi, co nie oznacza oczywiście, że nie zaskakują mnie kolejne, a zagadka, jaką jest zrozumienie kultury i ludzi, została rozwiązana.

Wydaje mi się jednak, że najważniejsza jest fascynacja odmiennością, która pojawia się stopniowo. Obawy i pragnienie zamknięcia się w pokoju, który stanowi jedyną strefę komfortu, powoli przeistaczają się w chęć poznania, zrozumienia, wyjścia do ludzi, opuszczenia skorupy i otworzenia się na nowe możliwości.