niedziela, 15 czerwca 2014

Galopująca biurokracja

Biurokracja w Chinach przeraża mnie i wciąż zaskakuje. Konieczność bezpośredniego zetknięcia się z tym zjawiskiem zaistniała już kilka dni po przyjeździe do Xi'anu, gdy musiałyśmy załatwić pierwsze formalności w biurze naszego uniwersytetu. Szybko okazało się, że podejmowanie jakichkolwiek decyzji wiąże się z milionem telefonów do wyżej postawionych osób, tygodniami oczekiwań i nerwów, bo nic nie da się załatwić od ręki. Każda usterka w naszym mieszkaniu czeka całymi dniami na decyzję i podjęcie realnych działań. Natomiast zasygnalizowanie zepsutego zlewu spotkało się ze stwierdzeniem, że osoba, której to zgłosiłyśmy także ma taki problem, koniec tematu, nikt nie przyszedł go naprawić.
Bardzo dobrym zobrazowaniem problemu jest dochodzenie jakie wszczęto, gdy jedna z nas zgubiła portfel w taksówce i szczęśliwym trafem został zwrócony. Wypytano się nas bowiem dokładnie, gdzie byłyśmy tej nocy, o której wracałyśmy, co dokładnie robiłyśmy, spisano dwadzieścia protokołów i wysłano oficjalne podziękowania od uniwersytetu do znalazcy.
W akademikach przeprowadza się kontrole czystości, co pozwala mi się poczuć przez chwilę jak na kolonii w podstawówce. Na specjalnej liście odhacza się kolejne sprzęty stanowiące wyposażenie mieszkania, sprawdzając czy ktoś przypadkiem nie sprzedał materaca. Natomiast przesunięcie szafki z jednego pokoju do drugiego spotyka się z ogromną dezaprobatą, gdyż jest to już poważna ingerencja i najlepiej byłoby złożyć w tej sprawie wniosek, dołączyć trzy zdjęcia i czekać kolejny rok na decyzję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz