wtorek, 2 grudnia 2014

Chiny na torach


16 listopada

      W ciągu ostatnich dwóch i pół miesiąca podróżowałam pociągiem piąć razy, co łącznie zajęło mi trzydzieści sześć godzin. Jako kandydat na sinologa, ale przede wszystkim student o ograniczonych środkach zakosztowałam nie tylko drogiego 高铁, ale przede wszystkim na wskroś przesiąkniętego chińskością wolniejszego pociągu.

Kiedy piszę tę notkę jestem w drodze z Xi'anu do Pekinu. Jest pierwsza w nocy, a z dwunasta i pół godzinnej podróży pozostało mi jeszcze pięć długich godzin. Niby jest cicho, ale jednak coś się dzieje. Chińczycy jedzą. Jest to zjawisko o tyle niesamowite, że panuje tu jedna zasada- do pociągu zabieramy tyle prowiantu, ile w jakichkolwiek innych warunkach, nie zjedlibyśmy przez tydzień. Dlatego tez w workach, siatkach czy nawet koszach, wnosimy jedzenie. Królują oczywiście zupki chińskie (wersja na bardzo bogato, a dodatkowo możemy jeszcze wrzucić do środka parówki, precelki czy co tam akurat mamy pod ręką), do tego słonecznik, niełuskany, dlatego co jakiś czas z innej części wagonu dochodzi do mnie charakterystyczny dźwięk obierania go zębami. Różnego rodzaju zupy z czerwonej fasoli i wyroby cukiernicze także mile widziane. Dodatkowo w każdym wagonie znajduje się kran, z którego nalewamy wrzątek, niezbędny oczywiście do zalania setek zupek i herbat, ale większość pije go tak po prostu. Nie wyobrażam sobie by udogodnienie to znalazło zastosowanie w pociągach na zachodzie, gdzie odszkodowania są zawsze wielkim problemem, a przecież noszenie wrzątku w przepełnionym po brzegi pociągu może mieć skutki tragiczne. Tutaj jednak nie słyszałam jeszcze o żadnym wypadku.



Co około godzinę pojawia się wózek z jedzeniem ratujący życie wszystkim, którym skończyły się zapasy oraz obsługa sprzątająca wagony, abyśmy mieli wystarczająco miejsca na kolejne opakowania po zupkach.


     Mimo że, po dwunastu godzinach jazdy mam już serdecznie dość wszystkiego, to staram się nie narzekać. Mam tutaj przecież przed sobą prawdziwe Chiny na wyciągnięcie ręki, zbiór ludzi z różnych klas, miast i prowincji, którzy jednak, tak samo jak ja, nie mogą znaleźć odpowiedniej pozycji do spania na twardych siedzeniach.
     高铁 czyli szybki pociąg wnętrzem przypomina samolot. Luksusowo, przestronnie, wygodnie i nikt tu nie je! Tą samą odległość pokonuję w 4.5 zamiast 12,5 godziny. Także tutaj jestem jedynym bądź najwyżej jednym z kilku obcokrajowców na cały pociąg, więc zwracam na siebie uwagę, zawsze mogę liczyć na jakiś przyjazny uśmiech, albo nawet niezobowiązującą konwersację. Cena za tą wygodę jest jednak zdecydowanie wyższa. Za 4,5 godzinny pociąg płacę bowiem około 550yunaów (340zł), kiedy 12,5 godzinny kosztuje 140yuanów (80zł), ale należy wziąć pod uwagę, że jest to około 1100km pomiędzy Pekinem, a Xi'anem (Katowice-Gdańsk-ok. 550km dla porównania).


       Oczywiście tak, jak wszędzie w Chinach obowiązuje nas podwójne prześwietlenie bagaży i wielokrotne sprawdzenie biletów. Potem ustawiamy się w specjalnej kolejce czekając na otwarcie bramek. Wszystko jest wyliczone co do minuty, dlatego pociągi w Chinach nigdy nie mają spóźnień.

24 listopada

         Po ponad trzydziestu godzinach spędzonych w pociągu do i z Szanghaju nasunęło mi się kilka myśli, dlatego dodaję do posta nowe spostrzeżenia.

Po raz pierwszy spotkałam się bowiem ze sprzedażą (nie jedzenia) prowadzoną w pociągu. Po pewnym czasie od wyjazdu ze stacji w naszym wagonie pojawił się mężczyzna, który przez następne kilka minut zachęcał do zakupu książek o historii kolei chińskiej bądź kiczowatych, trójwymiarowych obrazków, na które nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie to, że wszyscy osiągnęli punkt skrajnego znudzenia (słyszałam także o sprzedaży pasków, na których podwieszano się nad pasażerami w celu demonstracji wytrzymałości).
To, co najbardziej mnie jednak zdziwiło, to możliwość kupienia biletu bez miejsca siedzącego, który kosztuje dokładnie tyle samo, co twarde siedzenie. Podziwiam ludzi, którzy decydują się na dwanaście godzin podróży w pozycji stojącej. Oczywiście przed wejściem do pociągu można kupić małe krzesełko, ale siedzenie w wąskim przejściu i ustępowanie miejsca każdej osobie pędzącej, by zalać kolejną zupkę, jest jeszcze bardziej męczące. Z drugiej jednak strony nie ważne jak, ważne, że do celu. Myślę, że w akcie desperacji zdecydowałabym się jednak na tak skrajne posunięcie.
Podróż prawdziwym chińskim pociągiem to jednak niesamowite przeżycie, które powinno widnieć na liście "rzeczy do zrobienia w Chinach" obok zwiedzenia Chińskiego muru czy zjedzenia kaczki po pekińsku.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz